Kochani dzisiaj dzwoniłam do ICZMP w Łodzi i nasza pani dr prowadząca potwierdziła termin przyjęcia na oddział kardiologii na 27 lutego. Wyjeżdżamy jutro w nocy. Trzymajcie proszę kciuki i kto może niech wspomoże modlitwą naszą kruszynkę, ponieważ czeka ją inwazyjne badanie jakim jest cewnikowanie serce w znieczuleniu ogólnym. Bardzo boję się tego badania, jak i wyników co ono przyniesie, bo jak już pisałam od tego badania wszystko zależy, czy wada jest operacyjna, czy nie no i obawiam się również nadciśnienia płucnego, ponieważ Wiktoria ma zwiększony przepływ płucny... Staram się odrzucać złe myśli w kąt, ale czasem to jest silniejsze ode mnie, szczególnie teraz przed wyjazdem do szpitala... tak się o nią boję, gdybym mogła wzięłabym to wszystko na siebie :( Chciałabym mieć już to za sobą, otworzyć oczy i pomyśleć, że to tylko zły sen, że Wiktoria jest zdrowa... Odezwę się gdy już wrócimy, ponieważ w szpitalu nie będę miała możliwości aby cokolwiek napisać, a zresztą głowa będzie zaprzątnięta czymś innym. Nie wiem ile tam będziemy, ale od Pani dr wiem, że jest mały korek jeżeli chodzi o cewnikowania, więc pewnie sobie poczekamy, mam nadzieję, że Wiktoria wytrwa w zdrowiu i uzupełnimy w końcu jej tą diagnostykę, oby obeszło się bez komplikacji. Najświętsza Matko Chrystusa wstaw się za nami i miej w opiece naszą córeczkę...
poniedziałek, 25 lutego 2013
sobota, 16 lutego 2013
PODZIĘKOWANIA
PODZIĘKOWANIA
Cieszę się, że tyle osób odwiedza naszego bloga i bardzo wam dziękuję za
zainteresowanie. Dziękuję, za to że los naszej córeczki nie jest
obojętny, za zrozumienie, za ciepłe słowo, za każdy grosz, każdą złotówkę,
którą wpłaciliście na subkonto, aby nam pomóc, za rozsyłanie i roznoszenie
ulotek. W ubiegłym roku z 1% udało nam się zebrać ponad 30 tyś., za co ogromnie
dziękuję wszystkim darczyńcom, nie sądziłam, że tyle uda nam się zebrać,
chociaż to dopiero kropla w morzu, ale przynajmniej nie muszę się martwic skąd
wezmę pieniądze na pobyt w szpitalu, czy leki. Niestety nie mam dostępu do
listy darczyńców i tym samym nie mogę podziękować każdemu z was z osobna, ale chociaż mogę wyrazić swoją
wdzięczność i radość z tego, że są na świecie ludzie o wielkich, złotych
sercach, którzy niosą bezinteresowną pomoc i wam wszystkim mówię DZIĘKUJĘ!!! Nieoceniona jest dla nas pomoc rodziny, bez
której nie udałoby nam się udźwignąć cały ten ciężar, jakim jest choroba
ukochanego dziecka…
Dziękuję przyjaciołom, znajomym i wszystkim ludziom którzy
okazali nam serce…
Najbardziej dziękuję Tobie Boże, za każdy dzień, który mi
dajesz, za to że mogę cieszyć się swoją córeczką i Tobie kochana Matko
Chrystusa, za to że czuwasz nad nią…
Pozwolę sobie przytoczyć słowa Jana Pawła II
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez
to, kim jest
Nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi…”
Jednym słowem wszyscy
jesteście dla nas wielcy, WIELCY SERCEM!!!
SERDECZNIE DZIĘKUJEMY
niedziela, 3 lutego 2013
Nadal bez diagnostyki... :(
Nadszedł oczekiwany wyjazd, o
którym pisałam wcześniej. 22-go stycznia mieliśmy się stawić w szpitalu
CZD w Warszawie, w celu wykonania echa serca i miały zapaść dalsze decyzje
odnośnie Wiktorii serduszka. Jechaliśmy w nocy , pełni nadziei, ponieważ po cichu
liczyłam, że oprócz planowanych badań, zrobią mojej córce cewnikowanie, albo
chociaż zaplanują jego termin, bo przecież upłynęło sporo czasu (16
miesięcy) , a my nie mamy pełnej diagnostyki, tak się jednak nie stało…
Warunki na drodze były fatalne i
tak jak zwykle dojazd zajmował nam ok 5godz., tak teraz jechaliśmy prawie 8.
Wiktoria była bardzo niespokojna, nie spała prawie całą noc, choć wyjazd był
planowany, pod nią, żeby mogła przespać trasę. O godz. 9 zmęczeni, dotarliśmy
na miejsce. Na oddział trafiliśmy po 11:00. Dostaliśmy separatkę, w której było
już dwoje dzieci. Wiktorię ucieszył ich widok, radość jednak przerwały
badania i choć były bezbolesne polały się łzy… Na każdą osobę w białym
fartuchu, reagowała histerycznym płaczem, nawet pomiar temperatury budził w
niej niepokój i lęk. Bałam się co będzie przy pobieraniu krwi, gdy
jej założą wenflon, czy nie będzie go zaraz chciała wyrwać, ale Wiktoria
dzielnie podeszła do sprawy i szybko zapomniała co ma w rączce, oczywiście nie
obeszło się bez łez, ale zaraz po tym bawiła się w najlepsze. Na oddziale jest
świetlica, gdzie mogą spędzić czas, pomiędzy badaniami, zarówno mali pacjenci
jak i duzi. Wiktoria zaczepiała wszystkie dzieci, a także ich rodziców.
Każdy patrzył na nią z podziwem, jaka jest grzeczna i mądra, a jej „dźwięczny”
głosik, jak ujęła Pani pielęgniarka, rozbrzmiewał po korytarzu.
Najgorsze były noce. Płacz
dzieci… przeraźliwe krzyki i piski dzieci, które przeżyły traumę, do tego
stopnia, że na każde wyjście rodzica, reagowały płaczem, jakby wyczuwały, że
nie ma przy nich ukochanej mamy… Dziękowałam wtedy Bogu, że stan Wiktorii jest
na tyle dobry, że nie musimy tygodniami leżeć w szpitalu, że może wychowywać
się normalnie w domu, bo nie każdy ma takie szczęście… Dobrze, że teraz jest możliwość bycia przy
dziecku cały czas, z wyjątkiem POPu, ale to zrozumiałe, tylko to małe
dzieciątko nie bardzo rozumie, dlaczego leży tu samo, bez mamy, podłączone do
mnóstwa kabelków, nie rozumie, że to dla jego dobra i choć szpitalne ciocie
zajmują się nimi najlepiej jak potrafią, to i tak nie zastąpią mamy…
Wiktoria była krótko w szpitalu,
więc to nie odbiło się na jej psychice. Nie pamięta, że leżała sama w łóżeczku
zaraz po narodzinach, że mama nie mogła ją wziąć na ręce i przytulic, ale teraz
jest już coraz większa i zaczyna wszystko rozumieć, dlatego chciałabym
jej zaoszczędzić tych pobytów w szpitalu, ale się nie da…
Najgorzej boli cierpienie dziecka
i bezsilność… otóż nasza pani dr prowadząca oznajmiła, że w czwartek
Wiktoria będzie miała echo w uśpieniu i
prawdopodobnie, jeżeli nic się nie będzie działo to wypiszą nas do domu.
Wszystko odbyło się ekspresowo, za wyjątkiem długiego oczekiwania na echo, bo
Wiktoria od godz. 3:00 była na czczo, a na badanie wzięli ją dopiero po 12:00.
Ciężko jest wytłumaczyć takiemu małemu dziecku, że nie może jeść, a kroplówka
nie napełni przecież żołądka, ale i tak dzielnie przeszła przez to wszystko…
Daremne były moje rozmowy i
prośby o cewnikowanie, zarówno z Panią dr, która każde moje pytanie odbierała
jak atak, jak i z Kierownikiem Kardiologii prof. Kawalec.
Nasza Pani dr podsumowała mnie na
koniec, że chce wszystko przyspieszyć, a to się tak nie da…
Przyśpieszyć?! Ponad rok czekam
na diagnostykę, nie wiem czy wada jest operacyjna, czy nie doszło do nadciśnienia,
które nam grozi, bo Wiktoria ma zwiększony przepływ płucny… Rozumiem, że są
inne dzieci, które czekają w kolejce, na cewnikowania, operacje, ale te dzieci
mają plan, ich rodzice wiedzą, co za chwilę czeka ich dziecko i że ten koszmar
zaraz się skończy korektą całkowitą, a ja? Nie wiem nic… Pani prof.
podczas rozmowy ze mną powiedziała, że prawdopodobnie rozszerzą jej
diagnostykę, bo upłynął długi okres czasu, a te naczynia krążenia obocznego
żyją swoim biegiem i dziś jest dobrze, a za chwilę… ale decyzję zapadną w
poniedziałek na kominku i ze względu na dużą odległość , poprosiła o telefon we
wtorek. Powiedziała, również , że do cewnikowań nie ma kolejek, a decyzje
podejmowane są z tyg. na tydzień.
We wtorek zadzwoniłam, tak jak
się umawialiśmy, w tle było słychać głos Pani dr, która zapisywała kogoś na
cewnikowanie, ucieszyłam się, pomyślałam udało się, moje prośby nie spełzły na
niczym. Stało się jednak inaczej… pani dr oznajmiła, że zrobią jej tomografię
komputerową, to co miała zaraz po urodzeniu, czyli nie mogę się przyczepić, bo
przecież rozszerzają jej diagnostykę, tylko, że to nam nic nie daje, bo na
podstawie tych badań nikt nie podejmie decyzji co do operacji i oni doskonale o
tym wiedzą! Wyznaczyli nam termin na kwiecień, choć do cewnikowań nie
było ponoć kolejek. Brak mi słów na to wszystko. Nie wiem dlaczego to robią,
ale na pewno nie robią to dla dobra mojej córki… Niektórzy pytają dlaczego nie
zrobią, zbyt duże ryzyko? Ryzyko zawsze jest, każda narkoza jest ryzykiem,
nawet u zdrowego człowieka, ale dziwi mnie fakt, że robią małym dzieciom
cewnikowania zaraz po urodzeniu, a dlaczego nam nie chcą zrobić, nie wiem, może
czekają aż problem sam się rozwiąże, no bo przecież z kupki NFZ ubyłaby pokaźna
kwota, tylko oni nie dają nam szans nawet na zbiórkę celową…Prawda boli, ale ja
się nie poddaję i nadal szukam pomocy. 27 lutego jedziemy do Łodzi, na
planowane cewnikowanie, także kciuki mile widziane, a kto może niech wspomoże
modlitwą…
Subskrybuj:
Posty (Atom)